piątek, 13 listopada 2015

Szpitalne story

Wczoraj po raz szósty(!) w przeciągu półtora miesiąca opuściłam mój osobisty Mount Everest i skuśtykałam z czwartego piętra na saaaaaam dół.
Nie miałam do tej pory świadomości, że postawienie stóp, nieważne chorych czy zdrowych, na twardym gruncie i wtłoczenie w płuca haustu  świeżego powietrza może tak cieszyć. 
Napawałam się widokiem pożółkłych, pokurczonych listków na trawniku (z Mount Everestu widzę tylko czubki drzew), kota czajnikującego  się za krzakiem i sąsiada wysikującego jamnika Maksa. Rozczulił mnie nawet siąpiący deszcz. 

To wszystko takie zwykłaśne, normalne, a jakże w tej chwili odległe.

Zatem przez moment czułam się jak więzień na spacerniaku, po czym podjechał mój osobisty szofer i pomknęliśmy do...szpitala oczywiście, bo gdzieżby indziej.

Poradnia ortopedyczna, rentgenik, wizyta u mojego najlepszego na świecie i w kosmosie doktorka, i do domu.
Brzmi lajcikowo, ale te trzy czynności zajęły mi prawie dwie godziny, a gdyby nie zbitek szczęśliwego zbiegu okoliczności, oczu kota ze Shreka oraz braku cierpliwości towarzyszy niedoli, to wszystko mogłoby potrwać dwa razy tyle.

Wzrok kota ze Shreka wykorzystałam z powodzeniem w poradni (niski parter), tłumacząc pielęgniarce, że ja tylko po skierowanie na rentgen, więc bez sensu żebym czekała na swoją godzinę zarejestrowania. 
Na rentgenie (piętro II) przeskoczyłam kolejkę, bo dwie osoby nie zdzierżyły czekania i odeszły z honorem, aczkolwiek bez załatwienia tego po co przyszły. Swoją drogą- nie rozumiem??!
A na oddziale (piętro V) okazało się, że doktor akurat nie operuje (a byłam przygotowana na taką kilkugodzinną nawet ewentualność, dźwigając w torebce fiszki do angielskiego :) ).
Zatem dorwałam go w gabinecie i dowiedziałam się, że wszystko ładnie, pięknie, cudnie, elegancko i na dobrej drodze, ale więzienie trwa.
Obciążona taką wiedzą "skoczyłam" jeszcze z powrotem na II piętro po odbiór płyty z rentgenowską podobizną mojej stopy, pożegnałam czule te wszystkie przemierzone piętra, korytarze i windy...,
 i uuuf finisz.

No cóż stopo, ma stopo, ty się weź w karby, zacznij się zrastać, sczepiać, sklejać, czy jakoś tam umocowywać, bo już raczej wypadałoby się przestać pieścić. 
Zmądrzej stopo, zmądrzej, bo w życiu nie może być za dobrze, to demoralizuje.


W życiu jest najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle.
Kiedy jest nam tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski 

niezmierzone korytarze
na pierwszym planie imponujący budynek sanepidu, za nim niższy, ale rozleglejszy szpital

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)