niedziela, 27 marca 2011

27.03.11r.// znowu starsi o godzinę

czekam sobie na wiosnę...
Ot, sztuka wstać bladym świtem koło 9.00 i jeszcze niezasłużenie mieć w plecy godzinę snu. Zmiana czasu- potrzeba czy absurd? Na pewno chwilowy zamęt, dopóki nie wyregulujemy swoich wewnętrznych zegarów.
Wczorajsza akcja "Zgaś światło" została totalnie zignorowana przez moich osiedlowych współmieszkańców. Okna sąsiednich bloków świeciły na potęgę ironicznym blaskiem. W sumie większość w dupie ma segregację śmieci, dzień bez samochodu, dzień bez papierosa, itp. Nie dbamy o swoje zdrowie, to co dopiero o zdrowie planety. Może więc rację mają Ci, którzy zrezygnowali, bądź przymierzają się do rezygnacji ze sztucznego przestawiania zegarów.

Przygotowuję się do wiosny pomimo, że wczoraj rano powietrze pachniało styczniem, nastawiam się psychicznie na mycie okien, psa zapisałam do fryzjera, działka śle telepatyczne fluidy, a czas pędzi...

środa, 16 marca 2011

15.03.2011// czasie mój bezcenny

A to wszystko przez Pulpi! Zaczęła marudzić o mijających latach, starości, cofaniu czasu i przypomniało mi się, że ostatnio (nie pamiętam gdzie, w czym, po co i dlaczego) trafiłam na insynuację cofnięcia swojego życia o 8 lat. Pytanie kluczowe brzmiało: co byś zrobił człowiecze, gdybyś miał taką możliwość?Chciałbyś z niej skorzystać?
Od razu zaczęłam kalkulować na jakim etapie byłam 8 lat temu, co osiągnęłam, do którego życiowego zakrętu dotarłam, co się wydarzyło w przeciągu tych lat. Bilans wyszedł bogaty i dodatni, zyskałabym więc 8 lat życia i szansę przeżycia ich na nowo, ale nie znaczyłoby to, że wykorzystałabym je lepiej.
Znowu musiałabym realizować kilka ważnych rzeczy, a nie chciałabym kolejny raz przez to przechodzić, nie przeżyłabym kilku fajnych zdarzeń, nie poznałabym paru świetnych ludzi, nie zobaczyłabym kilku cudnych miejsc. Po cóż więc szukać szczęścia, gdy się je ma, po co zmieniać los, gdy prowadzi nas prostą drogą.
Wiadomo, że dobrze byłoby mieć trochę mniej lat na karku, ale przenigdy za cenę tego co już się doświadczyło i co pragnie się zachować w pamięci.

niedziela, 6 marca 2011

03.03.2011//Jak z obrazu Salwadora Dali...

nasze małe dzieła walentynkowej sztuki kulinarnej
Wieczór, dnia poprzedniego. Za oknem szaro, widok stracił na ostrości, z daleka efekt mgły, z bliska sypiący się gęsto pył wulkaniczny. Oczywiście to tylko śnieg, ale jego konsystencja mogła pobudzić wyobraźnię. Ten tylko śnieg opadł na bezbronne chodniki, niczego nie spodziewające się dachy, zdominował trawniki, zatryumfował nad złaknionym ciepła światem. Tak szybko nie zamierza się poddać, cóż z tego, że marzec.
A rano, o szóstej minut dwie nad głową przeleciały łabędzie w zwartym szyku. Takie surrealistyczne, dwa pierwsze białe, potem czarny, ostro odróżniający się od reszty i białe trzy kolejne. Dominanta w tym niewielkim stadzie z ogromną dawką tolerancji.
I gdyby nie zimno tulące się do gołych dłoni, można by pomyśleć, że to sen.
Jak cudnie w niedzielny ranek powrócić do wygrzanej pościeli, zakopać się, zapatulić i szukać snów, które się jeszcze nie przyśniły.