niedziela, 6 marca 2011

03.03.2011//Jak z obrazu Salwadora Dali...

nasze małe dzieła walentynkowej sztuki kulinarnej
Wieczór, dnia poprzedniego. Za oknem szaro, widok stracił na ostrości, z daleka efekt mgły, z bliska sypiący się gęsto pył wulkaniczny. Oczywiście to tylko śnieg, ale jego konsystencja mogła pobudzić wyobraźnię. Ten tylko śnieg opadł na bezbronne chodniki, niczego nie spodziewające się dachy, zdominował trawniki, zatryumfował nad złaknionym ciepła światem. Tak szybko nie zamierza się poddać, cóż z tego, że marzec.
A rano, o szóstej minut dwie nad głową przeleciały łabędzie w zwartym szyku. Takie surrealistyczne, dwa pierwsze białe, potem czarny, ostro odróżniający się od reszty i białe trzy kolejne. Dominanta w tym niewielkim stadzie z ogromną dawką tolerancji.
I gdyby nie zimno tulące się do gołych dłoni, można by pomyśleć, że to sen.
Jak cudnie w niedzielny ranek powrócić do wygrzanej pościeli, zakopać się, zapatulić i szukać snów, które się jeszcze nie przyśniły.

3 komentarze:

  1. Piękne ciasteczka :))) Wy to macie pomysły ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. 03.06.2011- co to za data?:) ja bym chciała czerwiec, oj jak bardzo...
    a niedzielne poranki uwielbiam!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tabaque, ty sokoli wzroku :) To widocznie moja podświadomość kierowała dłonią na klawiaturze. 3 czerwiec, to by było zbyt piękne.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)