Trzy dni temu zostałam zgwałcona, zmolestowana, sterroryzowana psychicznie przez osobniczkę znaną powszechnie na naszym blogu, jako niejaka Pulpecja.
Ludzie, wy się lepiej trzymajcie od niej z daleka. Ona ma taką siłę perswazji, taką umiejętność wiercenia przysłowiowej dziury w brzuchu bezbronnemu człowiekowi, że nawet ja, dorosła, zdyscyplinowana, realnie myśląca, zdrowa na umyśle osoba ugięłam się pod jej presją jak wierzbowa witka.
Rzecz dotyczyła mojego przyjazdu do Warszawy, bo w tejże mieli pojawić się również Venilka ze swoim ukochanym, w celu zażycia warszawskich rozrywek przed wyruszeniem w daleki świat ( zainteresowani zapewne znają szczegóły ich ekscytującej przygody)
Uległam, bo kto nie uległby po otrzymaniu pięciu tysięcy smsów, trzech tysięcy maili i informacji na poczcie głosowe, jednej, ale tak podnieconej i desperacko wyartykułowanej, że nie sposób było odmówić.
Podkreślam jeszcze raz, Pulpi to kobieta tajfun, powinni nazwać jej imieniem jakiś huragan, byłoby to w pełni uzasadnione. I pomyśleć, że zawsze uważałam ją za taką cichą i spokojną istotę.
Rzuciłam zatem wszystko, dzieci, męża, psa, dom i bladym świtem ruszyłam w wiekopomną podróż do Warszawy, gdzie na dworcu autobusowym oczekiwał mnie tęsknie powyżej wspomniany potworek.
I najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że nie żałuję że uległam.
Spędziłam cudne chwile, z cudnymi osobami. Osobiście wyściskałam Venilkę i poznałam jej Pawełka, ponownie spotkałam Izę-Weronikę-złotą rybkę naszą , nareszcie doznałam zaszczytu poznania Szwagierki, naszej fotoprofesjonalistki, poznałam wreszcie Andrzeja, zdobywcę Pulpinkowego serca, no i wreszcie miałam okazję do nagadania się z Pulpi.
To dopiero był maraton!
Gadałyśmy na wszelkie tematy od 09.30 dnia pierwszego do 18.50 dnia następnego, odliczając jedną godzinę snu i przerwy na kąpiel i toaletę.
Baby potrafią!
Moje biedne nauczycielskie struny głosowe, które i tak wg foniatry, u której się leczę, nadają się do wyrzucenia, doznały tak solidnego uszczerbku, że ok. godziny 5 nad ranem chrypiałam już, jak stary palacz.
I nie wierzcie, jeśli Pulpi będzie twierdziła, że to ja ją namawiałam do grzechu. Ilekroć zamykałam zmęczone powieki, tylekroć ona stawiała mnie na baczność jakimś kolejnym fascynującym tematem.
Przeżyłyśmy w nocy okropniastą burzę i tropikalny upał w ciągu dnia, szalałyśmy po Arkadii w celach zakupowych, tzn. ja szalałam, a Pulpi dogorywała w holu ( no ale jak się nie śpi w nocy?), miałam spotkanie pierwszego stopnia, oko w oko z Piotrem Rubikiem (o dziwo ekran telewizyjny wcale go nie zmienia, na żywo taki sam eteryczny blondasek).
Żal było opuszczać gościnne progi, ale niestety, wszystko co dobre szybko się kończy.
Można tylko powiedzieć- do zobaczenia za rok :)
***
Pulpi, Ty wariatuńciu, tak na całą Polskę....???
http://pl.youtube.com/view_play_list?p=D2364529BED94EA3
Ludzie, wy się lepiej trzymajcie od niej z daleka. Ona ma taką siłę perswazji, taką umiejętność wiercenia przysłowiowej dziury w brzuchu bezbronnemu człowiekowi, że nawet ja, dorosła, zdyscyplinowana, realnie myśląca, zdrowa na umyśle osoba ugięłam się pod jej presją jak wierzbowa witka.
Rzecz dotyczyła mojego przyjazdu do Warszawy, bo w tejże mieli pojawić się również Venilka ze swoim ukochanym, w celu zażycia warszawskich rozrywek przed wyruszeniem w daleki świat ( zainteresowani zapewne znają szczegóły ich ekscytującej przygody)
Uległam, bo kto nie uległby po otrzymaniu pięciu tysięcy smsów, trzech tysięcy maili i informacji na poczcie głosowe, jednej, ale tak podnieconej i desperacko wyartykułowanej, że nie sposób było odmówić.
Podkreślam jeszcze raz, Pulpi to kobieta tajfun, powinni nazwać jej imieniem jakiś huragan, byłoby to w pełni uzasadnione. I pomyśleć, że zawsze uważałam ją za taką cichą i spokojną istotę.
Rzuciłam zatem wszystko, dzieci, męża, psa, dom i bladym świtem ruszyłam w wiekopomną podróż do Warszawy, gdzie na dworcu autobusowym oczekiwał mnie tęsknie powyżej wspomniany potworek.
I najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że nie żałuję że uległam.
Spędziłam cudne chwile, z cudnymi osobami. Osobiście wyściskałam Venilkę i poznałam jej Pawełka, ponownie spotkałam Izę-Weronikę-złotą rybkę naszą , nareszcie doznałam zaszczytu poznania Szwagierki, naszej fotoprofesjonalistki, poznałam wreszcie Andrzeja, zdobywcę Pulpinkowego serca, no i wreszcie miałam okazję do nagadania się z Pulpi.
To dopiero był maraton!
Gadałyśmy na wszelkie tematy od 09.30 dnia pierwszego do 18.50 dnia następnego, odliczając jedną godzinę snu i przerwy na kąpiel i toaletę.
Baby potrafią!
Moje biedne nauczycielskie struny głosowe, które i tak wg foniatry, u której się leczę, nadają się do wyrzucenia, doznały tak solidnego uszczerbku, że ok. godziny 5 nad ranem chrypiałam już, jak stary palacz.
I nie wierzcie, jeśli Pulpi będzie twierdziła, że to ja ją namawiałam do grzechu. Ilekroć zamykałam zmęczone powieki, tylekroć ona stawiała mnie na baczność jakimś kolejnym fascynującym tematem.
Przeżyłyśmy w nocy okropniastą burzę i tropikalny upał w ciągu dnia, szalałyśmy po Arkadii w celach zakupowych, tzn. ja szalałam, a Pulpi dogorywała w holu ( no ale jak się nie śpi w nocy?), miałam spotkanie pierwszego stopnia, oko w oko z Piotrem Rubikiem (o dziwo ekran telewizyjny wcale go nie zmienia, na żywo taki sam eteryczny blondasek).
Żal było opuszczać gościnne progi, ale niestety, wszystko co dobre szybko się kończy.
Można tylko powiedzieć- do zobaczenia za rok :)
***
Pulpi, Ty wariatuńciu, tak na całą Polskę....???
http://pl.youtube.com/view_play_list?p=D2364529BED94EA3
komentarzy [38] Komentuj z głową »
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)