No i super.
Wstęp do wiosny zaliczony, a co za tym idzie- łono natury,
błogostan leniwstan, gołe łydki i kapelusz chroniący od udaru.
błogostan leniwstan, gołe łydki i kapelusz chroniący od udaru.
Taaaa udaru, troszkę żarzyło, co by nie mówić.
Odwaliłam zatem Manetowskie śniadanie na trawie,
aczkolwiek solo i w pełnym odzieniu, no te łydki gołe co prawda,
ale reszta jeszcze nieufnie schowana przed słońcem.
aczkolwiek solo i w pełnym odzieniu, no te łydki gołe co prawda,
ale reszta jeszcze nieufnie schowana przed słońcem.
Sałatka z zieleniny, okraszonej czerwienią papryki w
połączeniu ze świeżym powietrzem
smakowała niebiańsko.
smakowała niebiańsko.
Czas spędzony na leniwym czytaniu książki,
patrzeniu jak trawa rośnie i przymusowym słuchaniu, niekoniecznie cieszących ucho,
hitów z radia sąsiada uważam za spełniony i satysfakcjonujący.
patrzeniu jak trawa rośnie i przymusowym słuchaniu, niekoniecznie cieszących ucho,
hitów z radia sąsiada uważam za spełniony i satysfakcjonujący.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)