Od kilku dni mój świat stanął na jednej nodze.
Lewa stopa dostała 60 dni odpoczynku od tego co zazwyczaj robi, czyli od stąpania po tym ziemskim padole.
Stopa ma odpoczywać, dbać o siebie, nie nadwyrężać się, preferować pozycję poziomą, bo od jej zachowania zależy, czy za te dwa miesiące będzie mogła stanąć twardo na ziemi.
Pierwsza refleksja- nic prostszego, leżenie i nic nie robienie, a raczej robienie tego co się chce, a na co nigdy nie starcza czasu. A czasu jest teraz dużo, ciągnie się, jak guma w majtach i można go wypełniać do woli.
Hmmm...ale bez jednej nogi to już nie jest takie proste i wiele czynności, które takowej potrzebują, odpada.
Na dodatek ręce dostały dodatkową fuchę- trzymanie kul. Więc one też nie są wsparciem, a po za tym przemieszczanie jednonogiego ciała tym środkiem transportu nie jest łatwe dla początkującego kulapety.
Zatem przysłowiowe kłody pod nogi...nogę, lewa ma wakacje, jej nie liczymy.
Na szczęście pomysłów na działania w pozycji siedzącej mam na dziesięć, albo i więcej takich urlopowanych nóg.
Na nudę na pewno narzekać nie będę.
Byleby tylko tyłek nie cierpł od siedzenia, to damy radę, Noga i Ja :)
A pieseł najszczęśliwszy na świecie, bo po czarnym okresie, kiedy to pańcia młodsza (wyjazd na studia) z pańcią starszą (szpital) zniknęły ze stada, nastał okres niebiański. Noga uziemiła pańcię w łóżku, tudzież fotelu, nie znika, nie wyłazi, jest statyczna, można do niej przylgnąć i leżeć, i spać, i leżeć, wtulać się, dawać brzucho do gilania, patrzeć czule w oczy i myśleć, jaki piękny jest świat z jednonogą pańcią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)