piątek, 26 października 2012

Jesienne manewry

Niby ostrzegali w TV i w necie. Niby człowiek rozumny i świadomy, wie, że przyroda ma swoje prawa i niezmienne cykle, ale to i tak nie przeszkodziło gałom mało z orbit nie wyskoczyć, gdy do zaspanego porannie mózgu, drogą wyżej wspomnianą, czyli gałową, dotarło, iż ta pomroczność jasna za oknem, to nie bielmo, tudzież poranna ślepota, bądź super efekt działalności służb sprzątających, a najprawdziwszy w swej prawdziwości, biały, śniegowaty ŚNIEG!
Wskoczyłam w ciepłe rajty, kufajkę i bambosze, psa zgarnęłam pod pachę oraz aparat i pokłusowałam na dwór, bo a nóż, to efekt sekundowy, który zginie w mgnieniu oka, zanim zdążę pokonać odległość pomiędzy czwartym piętrem budynku, a glebą. Ale nie. Był. Leżał sobie, jak gdyby nigdy nic. Jeszcze niewielki, jednopłatkowowarstwowy, ale już wszędobylski, rozpanoszony, jakby był u siebie. I to powietrze, takie  specyficzne o aromacie "zimowa bryza o brzasku".
Tak właściwie do zimy przygotowana już byłam. Jesienne manewry w szafach zakończyły się powodzeniem. Sandały i klapki migrowały na zasłużony urlop, dołączyły do nich letnie sukienki i inne zwiewności. Na stanowisku, gotowe do użycia, prężą się botki, kamaszki i kozaki. Szaliki zacierają radośnie frędzle. Czapki, rękawiczki obecne, czujne i zwarte. Tylko dusza wyje do słońca, ciałko nie napasło się jeszcze ciepłem, nie nacieszyło, nie wchłonęło całej niezbędnej witaminy D.
I znowu pozostaje czekanie na pierwszy cieplejszy powiew, na nieśmiałego przebiśniega, na krople odwilży skapujące z dachu, na poluzowanie szalika, rozpięcie guzików kurtki...




prawdziwny śnieg
a niebo takie letnie
jesień nie odeszła, zima przyszła

Chodźmy już do domu, zimno w łapy



1 komentarz:

  1. Jak ja Ciebie Łapuniu uwielbiam czytać! Radosne zacieranie frędzli po prostu rozłożyło mnie na łopatki :***

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)