sobota, 6 sierpnia 2011

06.08.11r./ the end remontu łazienki, co nie oznacza końca...

 Niewiarygodne, minął pierwszy tydzień sierpnia.
Mój urlop ma się powoli ku końcowi, jak i całe wakacje...no, bardzo powoli, ale jednak. Remont łazienkowy zaczął się gwałtownie, jak burza, przetoczył przez mieszkanie, jak nawałnica połączona z tornado, zostawił za sobą lawinowe zniszczenia, które wymagają kolejnego remontu (a kasy brak) i na koniec zajaśniał tęczą finiszu.
Kocham moją nową łazienkę, jest cudna, schludna, nowoczesna, wygodna, praktyczna, przepiękna i dopracowana w każdym calu. Patrząc na zdjęcia starej wersji, w której żyliśmy 15 lat nie mogę nadziwić się nad jej ubogością, niepraktycznością i wszelakimi na nie, co powyżej jest na tak :) Ale tak było, być musiało, bo w życiu są sprawy ważne i ważniejsze.
Niemniej warto było przeżyć ten remont, żeby ujrzeć efekt końcowy.
Teraz jestem opętana syndromem poremontowym i po życiu w ciągłym kurzu, nieładzie i chaosie maniacko doprowadzam swoje otoczenie do ładu. Ciągłe, codzienne stopniowe porządki w każdym kącie i zakamarku, wyrzucanie, pozbywanie się rzeczy niepotrzebnych (niektórych z wielkim bólem serca, ale cóż), wieczorne padanie na nos i brak czasu na przyjemności i dla wszystkich bliskich (mam nadzieję, że starczy Wam cierpliwości i wyrozumiałości, pliiisss).
Dzięki temu czuję się jednak lekka i wolna, łapię oddech i w ten sposób przekształcam ciężką pracę na pozytywne wibracje dla duszy i umysłu.
Wczoraj, przykładowo,skakałam po dolnych szafkach w kuchni sprzątając górne i zastanawiałam się, co zrobię, jak zrypię się niekontrolowanie na dół!!!??? Miałam nawet pomysła, by z braku kieszeni, wsadzić komórkę w majty, co by ją mieć pod ręką w razie czego, ale w obliczu karkołomnego spadnięcia i tak pewnie by się tam nie utrzymała, a po za tym byłabym nieprzytomna, połamana lub przymroczona, to cóż mi po niej. Tak mrocznie kalkulując szczęśliwie dotarłam do końca, szafki lśnią odgórnie, a ja jestem cała i zdrowa. Dzisiaj część dolna, czyli bezpieczniejsza...chyba, że mi co na łeb spadnie ;)

tak było
a tak jest

po lewej kibelek na podeście, po prawej umywalka

teraz jest wanna

do której wchodzi się po schodkach

w tym miejscu...

...zażywamy teraz kąpieli pod ...

...deszczownicą- super sprawa
dawne wejście...
...zostało przesunięte i...
...dzięki temu w tym miejscu stanęła przewygodna i ogromnie pakowna szafka z szufladami i półkami za drzwiczkami z matowionego szkła
otwarta półeczka na ręczniki
zlew i rury, od których odpadły panele podczas "powodzi"
teraz pięknie zabudowane
nad wanną też półeczki do niezbędności kopielowych
kabina prysznicowa i kaloryfer wiecznie służący za wieszak :(
teraz podwieszany kibelek, który ze względu na kształt dostał imię "koko"
dawniej
obecnie
początki remontu...brrrrrr
warto było pocierpieć :))))))))))

1 komentarz:

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)