sobota, 18 grudnia 2010

18.12.2010// Błogie sam na sam ze sobą

no i gdzie niby mam siuśnąć?!

nowe wdzianko :)

dooo dooooomu

nie lubię zimna

miłosne wyznanie na śniegu

moja wygrana :)
Cicho wszędzie, głucho wszędzie...błogo :)
Członkowie stada wybyli z domu, każde w innym kierunku, a ja zostałam sobie sama...no, z papugiem i Demonkiem, ale jedno śpi z głową pod skrzydłem,a drugie zwinięte w kłębek, nawet nie u moich stóp, jak na porządnego psa przystało, tylko w piernatach, w sypialni gospodarzy, ot się porobiło.

A ja? No, cóż, delektuję się błogim spokojem, bo zapewniam, długo on nie potrwa.
Człowiek, jest istotą stadną, ale czasem potrzebujemy chwili tylko dla siebie, dla zebrania własnych myśli i zajęcia się tylko sobą. I taką właśnie chwilę teraz mam.

Z nowin:
- na dworze nadal biało, choć już przyklapnięte wszystko, zdeptane i z lekka nie świeże;
- mróz trzyma, łapy psie marzną,  wyjście z domu w celach fizjologicznych wymaga całego mnóstwa przygotowań i czynności: ubranie psa w kurteczkę, ubranie wyprowadzacza w buty, kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki, zabranie torebki na wydalone zbędności, założenie smyczy, posmarowanie łap wazeliną na moment przed wyjściem, w celu uniknięcia jej zlizania, schowanie do kieszeni kluczy od mieszkania, zejście z 4 pietra, wyjście przed blok, zatonięcie psa po uszy w śniegu z odśnieżonych chodników, błyskawiczne siknięcie, błagalny wytrzeszcz oczu a' la kot ze Shreka połączony z unoszenie wszelkich możliwych odnóży do góry, tak aby zminimalizować kontakt z zimnym podłożem, ale jednocześnie zachować równowagę, wywołanie współczującej reakcji u wyprowadzacza, polegającej na wzięciu nieszczęśliwego ciałka w ramiona i masowaniu niemalże odmarzniętych łap; wszelkie próby ponownego kontaktu z podłożem kończą się identyczną reakcją, więc następuje błyskawiczny odwrót i wspinaczka na 4 piętro, a następnie wysupływanie się wyprowadzacza oraz szczęśliwego już psa z poszczególnych części garderoby- ot i spacer!
Nadmieniam, że wszelkie próby obucia psich łap spełzły na przysłowiowej panewce; pozostaje czekać do wiosny;
- zabiegi na gardeło me nauczycielskie dobiegły końca, czas wracać do pracy; odpoczęłam psychicznie, oderwałam się od monotonii dnia robotniczego, no, dobrze mi było, nie da się ukryć;
- i jeszcze jedno miłe wydarzenie; miłe, bo szczęścia w konkursach, tudzież losowaniach nagród nie mam, w przeciwieństwie, do co niektórych pod znakiem loterii urodzonych, a tu proszę! Dostałam paczuszkę od firmy BioMarine, do której wysłałam kupon z opinią na temat ich produktu, czyli tranu w kapsułkach z wątroby rekinów tasmańskich (nawet nie wiedziałam, że takowe istnieją, ...że diabły, to i owszem, ale rekiny!?). Kapsułki sobie łykam na odporność i dziecku daję. Drogie pieruństwo, ale w przeciwieństwie do innych propozycji naprawdę skuteczne. Dziecior mój od września na żadne katary nie zapadł, frekwencja w szkole prawie stuprocentowa, a i na swoje wzmocnione siły też mam dowody.
Ogólnie polecam http://biomarine.pl/index.php
 
Gratulacje mężyku- bdb z prawa, jestem z Ciebie dumna :*

1 komentarz:

  1. No GRATULUJĘ :)))) Jak się gra to się wygrywa :))) Następny wpis proszę cieplejszy, bo mnie aż dreszcze przechodzą jak czytam te straszności spacerowe ;P

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)