poniedziałek, 11 lipca 2016

Prasowane miłością

Co kilka dni staję przy desce i prasuję koszule mężykowi. Zwykła czynność, rutyna. Włączam telewizor, który ostatnio jest w totalnej niełasce. 
Bezmyślnie gapię się w ekran i macham żelazkiem w od lat powtarzalnym, znanym rytmie. Czasami moje myśli zaczynają błądzić po  korytarzach codziennych wydarzeń, zaglądają do pokoi przemyśleń, wrażeń, emocji i czasami natrafiają na coś nieoczekiwanego, zapomnianego lub zadziwiającego.
Wczorajsze prasowanie zaprowadziło mnie myślami w przeszłość tejże czynności, kiedy to ona sama wydawała mi się wyjątkowo utrapionym, nudnym i syzyfowym zajęciem.

I nagle doznałam olśnienia, a w głowie zrodziła mi się refleksja, która jak balsam rozpłynęła się po moim sercu, "że se tak poetycko rzecz ujmę".

Bo ja te koszule tak prasowałam, każdą zakładeczkę, rękawy, kołnierzyki i taka tkliwość mnie ogarnęła, i taka wdzięczność do Boga, losu, opatrzności, że mogę to robić, że MAM DLA KOGO.

I tak mnie to rozczuliło, że dla ukochanej osoby nawet nudny obowiązek staje się przyjemnością.

 Ja mu koszule, a on mi codziennie, bladym świtem, przed wyjściem do pracy kroi arbuza.
I gdy wstaję, ten arbuzowy aromat wymieszany z ulotnym zapachem Jego wody toaletowej od razu  mnie rozczula i wprawia w pozytywny nastrój. I już na zawsze będzie kojarzył mi się z miłością i czułością.

Demi też wyraża swą miłość wiernym leżeniem u stóp swojej pańci, bez względu na to, gdzie się ona przemieszcza. Nieważne, że na zimnej, twardej podłodze, byle blisko. 
No...z tą twardością podłogi to można by polemizować ;)
Ale gdy jest się istotą ceniącą sobie wygody, to poświęcenie należy docenić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)