sobota, 21 maja 2016

Szpitalne horrory

Szpital.
Miejsce, które nie kojarzy się mile, ale jednak bezcenne, kiedy potrzebujemy fachowej pomocy.
Szpital to ludzie, którzy w nim pracują i pacjenci zdani na ich łaskę i niełaskę, szczególnie, gdy są przykuci do łóżka.
Wiem, wszędzie są ludzie i ludziska, ale po co pracować w zawodzie, który nie sprawia przyjemności?!
Niestety złe przeżycia dłużej zostają w człowieku niż te dobre.

To będzie obrzydliwe, ale niestety prawdziwe:
"Jestem po operacji stopy. Unieruchomiona. Dostaję Tramal, który natychmiast wykręca mój żołądek na drugą stronę. Wezwana pielęgniarka przynosi worek na śmieci, chwilę podziwia moje próby wcelowania doń w pozycji półleżącej. Następnie rezolutnie stwierdza - "To ja jadę po pacjenta" i znika za drzwiami.
Zostaję z pełnym workiem i innymi dolegliwościami związanymi z wcześniejszą walką z żołądkiem.
Po kilkunastu minutach, które wydają się wiecznością, wraca, dostaję kubek z wodą i szczoteczkę oraz pozbywam się worka.

 * * *
Dzień kolejny, powtórka z rozrywki. Godzina 10.00 rano. Dla odmiany jestem szpikowana morfiną, bo inne przeciwbóle nie działają. Korzyść niewielka, rzygam w łaskawie ofiarowany,  kolejny worek na śmieci. 
Tym razem inna pielęgniarka idzie na całość.
Wchodzi, patrzy beznamiętnie- O! Wymiotuje pani?
Stoi przez chwilę i zostawia mnie z workiem i jego zawartością w ręku, bez możliwości wypłukania ust, umycia zębów.
Worek odkładam do leżącego przy łóżku basenu.
Źle się czuję, obojętnieję na wszystko. Leżę wymemłana, przemielona, estetyczna inaczej.
Po godzinie 12.00 (!) przychodzi teściowa i to ona ratuje mnie przed towarzystwem worka, podaje wodę.

 * * *
Zmiana opatrunku.
Pielęgniarka zrywa gwałtownym szarpnięciem plastry opatrunkowe z moich świeżych, najeżonych szwami ran.
Truchleję w oczekiwaniu na ból i spanikowana cichutko popiskuję.
- Moja mama by tak nie zdejmowała opatrunku (mama, była pielęgniarka zmieniała mi opatrunki w domu po pierwszej operacji). 
- Ja swojemu dziecku też bym tak nie zdejmowała- słyszę w odpowiedzi.


Ech, zostawić za sobą, zapomnieć. Pamiętać tylko cudownego lekarza cudotwórcę, stworzyciela stopy marzenie, serdeczną, miłą i ludzką pielęgniarkę Anię, przesympatyczną towarzyszkę niedoli z sąsiedniego łóżka, Marzenę oraz wsparcie, ciepłe myśli i słowa otuchy wszystkich moich najbliższych.

I przede wszystkim Tobie mamuniu dziękuję za to, że byłaś, trwałaś przy tym swoim starym dziecku, dzięki czemu mogłam spokojnie zapadać w narkotyczny, przeciwbólowy sen, ze świadomością, że jestem bezpieczna, bo jesteś przy mnie.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)