piątek, 30 listopada 2012

Jak można pokochać fircyka?

Zaprosiłam rodzicielkę swą najdrożsiejszą na seans filmowy. Miało być romantycznie i klimatycznie.
Taki wspólny wieczór mamusiocórkowy.
I było.
Wyboru dokonałam z mieszanymi uczuciami.
"Anna Karenina"- klasyk, historia stara jak świat, nic nowatorskiego, na dodatek już ekranizowana.Czymże współcześni producenci mogą mnie zaskoczyć? Inni aktorzy, większy budżet, lepsze kostiumy, oprawa...
A jednak udało się.
Zaskoczyli!
Siedziałam, jak zaczarowana i przeżywałam. W mniejszym stopniu, chociaż też, głupotę głównej bohaterki, fircykowatość, gogusiowatość i nadętość amanta, gamoniowatość i naiwność zdradzonego męża, ale przede wszystkim całokształt oparty na teatralnej scenerii, gdzie rzeczywistość miesza się płynnie z perspektywą sceny w teatrze, gdzie oważ scena bądź kulisy stają się miejscem akcji, aby za moment przenieść nas w normalną rzeczywistość, gdzie na teatralnych deskach pojawia się prawdziwa łąka, a po zmianie dekoracji, nagle znajdujemy się na wsi, bądź w skutym lodem i śniegiem pociągu.
Były momenty, kiedy myślałam, że za moment zaczną się sceny rodem z musicalu, takie to wszystko było płynne, melodyjne i zgrane w pozytywnym, jak najbardziej sensie, co by nie odstraszać przeciwników, śpiewów  w filmie.
Oczywiście, nie darowałam i jako pilna uczennica szkoły języka angielskiego, mająca już za sobą, aż 14 lekcji (!) wychwytywałam z dialogów znane mi słówka i zwroty i demonicznym szeptem uświadamiałam moją zmaltretowaną mamunię.

Uwaga!

W pewnym momencie dwójka bohaterów zabawiała się układanką literową z drewnianych klocków. I wtedy to,  przeszłam samą siebie:
odczytuję zwrot "I don't know" zawczasu, szepczę odkrytą prawdę we wspomniane ucho i dopiero w tym momencie na ekranie pojawia się takiż sam przekład polski!!! BINGO!!!
Rodzicielka ma, nie wytrzymując nadmiaru emocji i dumy z powodu wydania na świat tak genialnego dziecka, osuwa się omdlała na podłogę, sala zamiera w totalnej ciszy, dają się słyszeć pojedyncze westchnienia i spazmy ze ściśniętych wzruszeniem gardeł, co wrażliwszych emocjonalnie osób, słychać nieśmiałe brawa, które przeradzają się w rytmiczne oklaski eksplodujące w ogłuszający aplauz, a następnie w owację na stojąco!!!!
Skromnie pochylam głowę i papieskim gestem uciszam rozentuzjazmowany tłum. Wiem, wiem, jestem genialna, lotna, bystra, cóż na to poradzę....

No,dooobra, wracam na ziemię.
Ale, że odczytałam, to fakt i zrozumiałam co nie co też, więc coś tam z tych lekcji wynoszę i cieszy mnie to, jak wygrana w Totka :))))))

Film sobie obejrzyjcie i pomyślcie o mnie podczas klockowej sceny :)

dorwałam ostatnio książki na swoim poziomie i się dokształcam w domu :)

3 komentarze:

  1. Zawsze, bedac u Ciebie, karmie Gryzelde. Jest boska i nienasycona!
    A wracajac do filmu... hmmm... jakos mnie te kostiumowe nigdy nie zachwycaly. Moze nawinie mi sie, kiedy beda to puszczali w tv.
    A w Twoj geniusz nigdy nie watpilam.

    OdpowiedzUsuń
  2. piękny cytat, bardzo prawdziwy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Twój BLOG został dodany do NASZEJ PSIEJ LISTY gratuluję dobrego wyboru :)!!!

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)