Potrzebne mi medium do odczyniania złych kulinarnych uroków, bo jak nie
minie ta zła passa, to wyrzucę blaszki i
przepisy na śmietnik, aby nie narażać zdrowia rodziny na szwank, a ich zmysłu
estetycznego na nieodwracalne, być może, zmiany.
Zaczęło się od tego, że ciasta
przestały mi rosnąć z nieznanej bliżej przyczyny. Za każdym razem przepis niby
idealny i u innych gospodyń dający efekt
cudów nie widów.
A u mnie?
U mnie
konusowate nie wiadomo co, ledwo łypiące z dna blaszki. Na szczęście mikraśne ciachowe
ciałko nadrabiało smakiem i znikało bez problemów w przepastnych paszczach
domowników, tyle, że o wiele szybciej, niż normalne.
Przedostatni mój wyrób wyglądem i
konsystencją przypominał dobrze wyleżakowany żółty ser, a w smaku, no cóż…dla
odważnych był nawet zjadalny, pod
warunkiem, że posiadali własne, mocno osadzone uzębienie.
W życiu nie wyszedł
mi tak wspaniały, idealny w każdym calu, książkowy wręcz zakalec.
Nie poddałam się i dzisiaj znowu
podjęłam kulinarną próbę samobójczą.
I co?
Ciasto, które powinno być mieszalne
i swobodnie wypływać z miski, konsystencją przypominało twardniejący beton i
dało się przenieść do foremki dopiero za pomocą łychy, szpatułki i sporej dawki
energii przełożonej na iście pudzianową siłę ramion.
Upchnięte w piekarniku długo nie dawało znaków
życia, natomiast pod koniec pieczenia uległo wypiętrzeniu, jak nie
przesadzając, nacierające na siebie, prehistoryczne płyty tektoniczne, co
prawdopodobnie było efektem jego niemożebnie zwartej budowy.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję,
że zły smak i szpetota nie idą razem w parze, i ciacho choć szkaradne ze
wszech miar, to jednak będzie smakowało niebiańsko.
* * * * *
Pół godziny później:
Nie szły! :)
* * * * *
Rozmówki małżeńskie:
Ona (chytrze) -Kochanie, kupiłeś ziemniaki?
On (nieświadomie) - yhy
Ona (teatralnie pokornie)- nooo, bo się skończyły i w związku z tym ich
nie obrałam … huraaa! Huraaa! (wynik tłumionej ekspansji świadomego
lenistwa)
On (rozżalony)- No wiesz, a ja dla Ciebie po mozzarellę do
Reala.
Ona (sarkastyczno-sadystycznie)- Ale mi pojechałeś po sumieniu. Ałaaaa
uuuuuu....cookie monster |
normalnie mu dekiel wywaliło Po tym moim całkiem zjadalnym straszydle, wklejam coś o wiele bardziej estetycznego i uroczego. To Lucek vel Lucyfer prezentuje nagrody, które są do wylosowania dla chętnych biorących udział w candy od lucyfera :) |
Co chcesz? Ladnie wyroslo. W jednym miejscu przeszlo same siebie, a mawiaja, ze wlasnej d**y sie nie przeskoczy. Otoz nieprawda!
OdpowiedzUsuńWyglada niezwykle apetycznie. A zakalce tez sa dobre.
Serdecznosci
Hehehe. Ciekawy post ; D Mmm..smakowicie to wygląda. Pozdrawiam Ela&Bajka
OdpowiedzUsuńah ah :) pięknie dziękuję :)
OdpowiedzUsuńOdważni domownicy...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mnie u Ciebie teraz nie ma - chętnie bym się nim zaopiekowała :)
OdpowiedzUsuń