Można popełniać durnowate uczynki z przemęczenia, ale zabłysnąć głupotą pod koniec urlopu, to dopiero wyczyn!
Wniosek- przepoczęcie też może być niebezpieczne.
Piękne, letnie popołudnie, idę z mą starszą latoroślą za niewielką potrzebą do supermarketu. Oczywiście na miejscu włącza nam się instynkt łowcy zdobywcy i nie bacząc na konkretny cel, węszymy między półkami.
Naszą uwagę przyciągają super kapcie.
Przymiarka, szybka decyzja, do koszyka i dalej przed siebie.
Kilkanaście minut później i kilka działów dalej mój mózg dostaje sygnał z ramienia "lekko mi!". Spoglądam na wspomnianą część ciała i żołądek zwija mi się w kolczastą kulę.
Ramię jest PUSTE!!!
Jak to puste???!!! Przecież powinna tam dyndać torebka!!!!!
Mózg przewija pamięć wsteczną... regał z kapciami...przymiarka kapci...torebka przeszkadzająco zwisająca z ramienia i lądująca na wieszaku obok...i tyle, tylko tyle, AŻ TYLE!!!
Kobieca torebka to skarbnica.
Jej zawartość przekracza wszelkie przewidziane rozumem normy wypełnienia tak małej powierzchni. W małej torebusi ogromny, bezcenny dobytek: klucze od nowych drzwi i zamków (dorobienie czterech kompletów- majątek), karta do bankomatu, dowód osobisty, legitymacja uprawniająca do darmowych przejazdów, ponad 500 zł gotówki, komórka i kilka bezcennych drobiazgów, których strata przyprawiłaby mnie o zawał.
Na miękkich nogach sunę do ochroniarza, który opacznie rozumie mój roztrzęsiony bełkot i myśli, że torebka została skradziona, a nie bezmyślnie zostawiona przez bezmózgowca.
Pada pomysł przejrzenia monitoringu i w tym momencie słyszę za plecami lekko ironiczny głos pani z punktu informacyjnego:
- "Co, zginęła torebka?"
Odwracam się.
- "A jakiego była koloru?"- teraz drwina w głosie jest już, aż nazbyt jaskrawa. Przejrzano mnie. Oto stoi ta niemożebna sierota, która powiesiła cały swój majątek na haku i beztrosko poszła w siną dal.
- "Turkusowa"- odpowiadam ze ściśniętym gardłem i dalsze wydarzenia migają już, jak w kalejdoskopie.
Zza lady wynurza się moja torebusia, a ja krokiem zombie podchodzę do pańci z obsługi, której zawdzięczam pozytywny koniec tej tragikomedii i łapię w niedźwiedzie, dziękczynne uściski. Kobieta w szoku, ja w siódmym niebie, ochroniarz w pąsach, że mu się taki cyrk trafił pod koniec nudnego, monotonnego dnia.
I może nigdy w życiu nie przyznałabym się nikomu do tego zachowania na poziomie umysłowym ameby, gdyby nie fakt, że chcę o tym pamiętać i że ma mi to zostać w głowie na zawsze, ku przestrodze.
Obecnie, choćbym miała sobie zęby wybić dyndającą torebką podczas mierzenia czegokolwiek w okolicy stóp, to z grzbietu jej nie zdejmę. Rzekłam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że mój wpis Cię zainteresował. Dziękuję za poświęconą chwilę na komentarz :)